Czasami najlepiej jest… trochę odpuścić.
Święta, święta i po świętach! Prezenty wręczone, pierniki zjedzone, czas sprawiedliwie podzielony pomiędzy rodzinę moją i narzeczonego. I mała łezka w oku na myśl o zbliżającym się powrocie do pracy. To był dobry czas! Całe to świąteczne lenistwo natchnęło mnie też do refleksji nad przygotowaniami ślubnymi. Bywa, że pęd przygotowań przysłania nam całą radość z nich. Co zrobić, aby cieszyć się każdą chwilą narzeczeństwa i planowania wesela? Tak, jak napisałam w tytule – moim zdaniem czasami najlepiej jest trochę odpuścić, tak po prostu.
Ambitne plany są zawsze
Przede wszystkim ta przerwa świąteczna, poza czasem spędzonym z rodziną, miała obfitować w załatwianie przeróżnych kwestii ślubnych. Pakując się do domu pamiętałam o materiałach do zaproszeń, notatkach i planach. Mieliśmy przygotować zaproszenia, zaprosić pół rodziny, znaleźć obrączki, zarezerwować samochód i… milion różnych rzeczy! Planowałam wykorzystać czas wolny w 100%. Nie mówiąc już o przygotowaniu notek na bloga i postów na Instagrama. W mojej głowie doba rozciągała się do 48 godzin, a ja byłam Superproduktywną Perfekcyjną Panną Młodą. Nie muszę chyba mówić, że nic z tego nie wyszło. 😀
Początki planowania wesela
Tuż po zaręczynach, jak wiele świeżo upieczonych narzeczonych, byłam bardzo podekscytowana. Z zapałem przeglądałam Piteresta, Instagrama, blogi i grupy ślubne na fb (dzieliłam się nawet swoimi inspiracjami co do zaproszeń!). Z przerażeniem odkrywałam, jak wiele jest rzeczy do zaplanowania, wybrania i załatwienia. A dodatkowo na wszystkich forach (pisałam nawet o tym notkę) pojawiały się dziewczyny, które na dwa lata przed miały już niemal wszystko gotowe. Dosyć szybko uporaliśmy się ze znalezieniem odpowiedniej sali oraz zarezerwowaniem odpowiedniej godziny w kościele. Ale cała reszta, mówiąc delikatnie, trochę u nas leżała. W ogóle nie mogliśmy się zabrać za szukanie fotografa i kamerzysty, wybranie odpowiedniego zespołu czy za zaklepanie fryzjera i makijażystki. Czas uciekał, a my zamiast cieszyć się sobą i tym pięknym czasem, coraz bardziej się stresowaliśmy i denerwowaliśmy na siebie nawzajem. No dobra, ja się denerwowałam – faceci (a przynajmniej mój) podchodzą do tego wszystkiego nieco inaczej. Do tego okropna praca, która wysysała ze mnie całą pozytywną energię – i czułam się naprawdę kiepsko.
Wrzuć na luz!
Na szczęście nie poddałam się tak łatwo. Jak tylko zorientowałam się, że kręcę się w kółko, stresuję się czymś, co powinno być najpiękniejszym momentem w moim dotychczasowym życiu, a także wkurzam się na mego Ukochanego o głupoty, postanowiłam coś z tym zrobić. Odłożyłam na cały miesiąc planowanie, żeby jak najbardziej się do tego wszystkiego zdystansować. Wciąż przeglądałam różne inspiracje, ale starałam się nie przejmować każdym najdrobniejszym szczegółem. Zamiast szukać zaproszeń, wychodziliśmy z narzeczonym do kina. Zamiast listy gości, przygotowywaliśmy wspólnie kolacje. Cieszyłam się wspólnymi chwilami, a do Pinteresta wracałam dla przyjemności. To wtedy w mojej głowie pojawił się pomysł na własnoręcznie przygotowane zaproszenia, założenie bloga i dzielenie się swoimi przemyśleniami.
Efekty pojawiły się szybko!
Postanowiłam też zmienić pracę, a czas wolny pomiędzy dobrze wykorzystać. Założyłam bloga, zaczęłam uczyć się kwestii technicznych, a także pisania i podstawowej obróbki zdjęć. W mojej głowie pojawiło się milion pomysłów, i nie mogłam się doczekać, by każdym podzielić się z Tobą. Zaczęło mi to sprawiać mnóstwo radości! Narzeczony stwierdził, że dawno nie widział mnie takiej podekscytowanej, a każdy dzień obfitował w nowe pomysły. W końcu czułam się tak, jak powinnam była czuć się od początku!
Dopiero wtedy zdecydowałam się wrócić do organizacji. I wiesz co? Z moim nowym nastawieniem było o wiele łatwiej. Nie przejmowałam się już, że najlepsi usługodawcy są już dawno zajęci, a w porównaniu z innymi dziewczynami jestem daleko w tyle z planowaniem. Chciałam znaleźć możliwie najlepszych usługodawców za sensowną cenę. I okazało się, że wszystkie zalegające i stresujące mnie wcześniej rzeczy załatwiłam w tydzień. Oczywiście o tym, czy dokonaliśmy dobrego wyboru przekonamy się dopiero w dniu ślubu, ale dotychczasowe prace (zarówno kamerzysty i fotografa, jak i fryzjerki i makijażystki) bardzo nam się podobały. I tego się trzymamy, w końcu na koniec dnia sama ta otoczka to tylko dodatek. A my mamy być piękni ze względu na bijącą od nas miłość, a nie umiejętne dobranie światła przez fotografa. 🙂
Przerwa świąteczna
Mając to doświadczenie, nawet pomimo ambitnych planów, dosyć łatwo oddałam się świątecznemu lenistwu. Ze wszystkich tych planów zrealizowaliśmy tylko małą część, ale za to jakże ważną dla nas. Poprosiliśmy naszych rodziców o udzielenie nam błogosławieństwa, zaprosiliśmy najbliższe osoby z naszych rodzin (chociaż niestety nie wszystkich – moją siostrę, świadkową, zaprosimy oficjalnie dopiero w styczniu, bo wtedy się spotkamy) i ustaliliśmy finalną listę gości. Przez cały tydzień nawet nie odpaliłam komputera, a telefon brałam do ręki bardzo sporadycznie. I chociaż blog w tym czasie świecił pustkami, a zasięgi na IG zanikały, mogłam cieszyć się bliskością rodziny i poczuciem dobrze wykorzystanego urlopu.
Życzenia na Nowy Rok
I tego chcę życzyć Tobie w 2019 roku. Byś potrafiła cieszyć się każdą chwilą wykorzystaną na planowanie Waszego pięknego dnia. Byś nie ulegała poczuciu, że zostało tak mało czasu, a Ty przecież niemal nic nie masz. By każdy dzień przybliżał Cię do realizacji celów – niezależnie, czy dotyczą one ślubu i wesela, czy nie. By każda chwila dawała poczucie dobrze wykorzystanego czasu i satysfakcji, że to co robisz przynosi efekty.
I, przede wszystkim, by ta miłość, która spowodowała to całe ślubne zamieszanie, rozwijała się i pęczniała z każdym dniem. Po prawdziwa Miłość nie ma końca! 🙂
Szczęśliwego Nowego Roku!