rozmowa

Co o dbaniu o siebie mówi Weronika?

W mediach społecznościowych i generalnie w Internecie coraz częściej mówi się o dbaniu o siebie, potrzebie odpoczynku. Ja sama też napisałam krótko o tym, czym jest dla mnie selfcare. Jednak mam też poczucie, że chociaż osoby działające w sieci są bardzo różne i mają różne podejście, często da się znaleźć ten wspólny mianownik. Dlatego postanowiłam wyjść poza internetową bańkę i zapytałam Weronikę, studentkę położnictwa, czym dla niej jest dbanie o siebie. I, moim zdaniem, wyszła z tego bardzo ciekawa rozmowa!

Jak wygląda Twój standardowy tydzień?

Tak się składa, że u mnie każdy tydzień jest inny. Aktualnie robię praktyki w szpitalu i to, jak wygląda mój tydzień, zależy w dużym stopniu od grafiku dyżurów. Mogę być 12 godzin w ciągu dnia w szpitalu lub 12 godzin na noc. I w zależności od tego, jaki rodzaj dyżuru mam – następny dzień lub dwa dni mam wolne. Jest to czas na odespanie i ogarniecie tzw. codziennego życia. Najczęściej są to zakupy, pranie, sprzątanie i inne bieżące sprawy. Ale też nauka do przedmiotów, do których powinnam się uczyć – bo oprócz tego, że mam dyżury w szpitalu, to mam też normalnie zajęcia.

I taki standardowy tydzień to powiedzmy: w poniedziałek, środę, piątek i niedzielę mam zaplanowane dyżury, a we wtorek i czwartek zajęcia na studiach. Przez jakiś czas były zdalnie, a potem już normalnie na uczelni. Przez cały czas coś się dzieje i do czegoś trzeba się przygotować, przeczytać coś lub po prostu być obecnym na zajęciach (i nie zasnąć).

Ile w ciągu takiego tygodnia masz czasu dla siebie?

To bardzo trudne pytanie… Takiego czasu tylko dla mnie – gdy nie robię niczego na studia lub nie mam praktyk – mam bardzo mało. To są minuty, krótkie odcinki w ciągu dnia, kiedy mogę sama usiąść i pomyśleć o tym, co jest we mnie. I o tym, co aktualnie przeżywam. Bo w tym całym pędzie życia, zaliczania kolejnych zadań, często o tym zapominam. Kiedyś miałam tak, że wieczorem siadałam i myślałam. Czas takiego spokoju. Ostatnio niestety mało jest takich chwil, to raczej wyłapywanie 5-minutowych przerw w ciągu dnia. Jakoś nie zastanawiam się „o, teraz mam 5 minut”, tylko po prostu tak wychodzi, że akurat mogę spokojnie usiąść i zagłębić się w siebie. W ciągu całego dnia, gdybym miała rzucić jakoś godzinowo, to by mi wyszło pół godziny maksymalnie takich pozbieranych minut.

Co Ci dają takie momenty?

Dają mi informacje o mnie. O tym, co robię i o tym, gdzie moje wnętrze się w danym momencie znajduje. Dzięki temu dowiaduję się o sobie tego, co mi np. przeszkadza, co jest dla mnie problemem, nad czym mogłabym popracować. To jest taki czas zbierania informacji o sobie, co mogłabym poprawić, co jest ok. W jakim punkcie życia akurat jestem. Mam wrażenie, że czasami są lepsze okresy i potem zaczynają się dołki. Taka sinusoida. I te momenty dają mi okazję, by zastanowić się, na którym etapie tej sinusoidy aktualnie jestem.

A gdy już wiesz, nad czym chciałabyś popracować –  czy masz później przestrzeń na to, by te swoje pomysły wcielać w życie?

Czasem totalnie nie jestem w stanie się na tym skupić. Jestem tak zmęczona, że chcę iść spać, a nie zajmować się własnym rozwojem. Ale te rzeczy, nad którymi chciałabym popracować, zazwyczaj nie są bardzo duże. To są takie drobiazgi, jak np. dbanie o wykonywanie dyżuru w segmencie. Mieszkam w akademiku i każda z nas ma grafik sprzątania i dbania o wspólną przestrzeń. I dla mnie dużym wyzwaniem było przestrzeganie tego grafiku. Miałam taki okres, kiedy faktycznie się na tym skupiałam, to była niesamowita praca nad sobą. Do tego brak snu i przewlekłe zmęczenie przez dyżury i naukę, było ciężko.

Co Ty rozumiesz przez takie pojęcie jak dbanie o siebie? Czym dla Ciebie jest dbanie o siebie?

Jest to skupienie się na swoich własnych emocjach, swoich potrzebach. To także urywanie tego, co może negatywnie wpływać na funkcjonowanie. Mam wrażenie, że dbanie o siebie to analiza wnętrza, a także analiza zewnętrza, w którym się znajduję i wyciąganie z tego wniosków.

Czyli myślisz o tym bardziej w aspektach psychicznych?

Tak, bardziej. Nie zastanawiam się nigdy nad dbaniem o siebie w kontekście fizycznym. Czas na przyjemne rzeczy, chociażby pójście do fryzjera albo uprawianie jakiegoś sportu – totalnie jest mi to obce. Ja wiem, że to też może być dbanie o siebie, ale u mnie czegoś takiego nie ma: dbam o siebie, więc idę pobiegać. Bardziej jest to aspekt wewnętrzny.

Gdy zastanowisz się nad swoim tygodniem – takim zabieganym, pełnym obowiązków – to czy byłabyś w stanie znaleźć trochę więcej niż te parę minut dziennie?

Myślę, że byłabym w stanie, ale byłoby to kosztem snu i takiego odpoczynku fizycznego. I tak na przykład bardzo lubię przebywać z ludźmi, ale przez to, że aktualnie całe moje życie kręci się wokół praktyk i uczelni, to nie mam energii, by chociażby wyjść ze znajomymi. Jak już jest okazja to mi się po prostu nie chce wychodzić z domu. Jak mam dyżur następnego dnia, muszę wstać o 5 rano i zwyczajnie nie mogę siedzieć do późna. Ale z drugiej strony zauważyłam, że to jest ważne – żeby być z ludźmi. Nie mogę całe życie skupiać się na tym, że mam dyżur. Mega z tym walczę i to, że mieszkam w akademiku, bardzo ułatwia mi sprawę. Życie towarzyskie jest łatwiej znaleźć, bo wystarczy wyjść z pokoju.

I tak sobie ustaliłam, że do 22:30 jestem z nimi, a potem szykuję się do następnego dnia. Bo jednak chciałabym następnego dnia przez te 12 godzin funkcjonować jakoś. Ale czy dałoby radę więcej? Pewnie tak, ale byłoby to kosztem snu.

Czyli spotkania z innymi ludźmi też są dla Ciebie elementem zadbania o siebie?

To jest zadbanie o mnie, żebym się nie zamknęła w swoim własnym światku wewnętrznym, nie „zdziczała”. Potrzebuję ludzi i wiem, że jestem dla nich ważna. Przez pierwsze pół roku swoich studiów nie spotykałam się z nikim –  raczej zamykałam się w pokoju i byłam takim niedostępnym kujonem, nie było mnie. Potem nastał covid i razem z dziewczynami z segmentu zostałyśmy zamknięte na kwarantannie. Okazało się, że taka nie jestem. Że naprawdę dobrze czuję się w towarzystwie. Mamy wspólne tematy, zaczęłyśmy się bardziej poznawać. I wtedy zobaczyłam, jak ważne jest by spotykać się z ludźmi i jak bardzo ja tego potrzebuję.

Jest też kwestia mego perfekcjonizmu i poczucia, że wszystko muszę mieć super zrobione i przygotowane. Nie mogę zarwać nocy, bo następnego dnia mam dyżur. I często może mogłabym trochę dłużej posiedzieć, ale wiem, że będę niewyspana. Są takie osoby, które podchodzą do tego na zasadzie: 'spoko, będę niewyspana, życie’. A mi zależy na jak najlepszym funkcjonowaniu i zarywanie nocy jest zupełnie nie w moim stylu. Ja muszę mieć wszystko poukładane. Dlatego to spotykanie się ze znajomymi na początku było trochę wbrew mnie samej.

A co Ci to dało to otwarcie się na innych? Co zmieniło w Tobie?

Okazało się, że jestem w stanie budować relacje z nowymi ludźmi. Wcześniej byłam trochę zamknięta w grupie znajomych z mojej miejscowości, w Warszawie praktycznie nikogo nie znałam. Okazało się, że mieszkam z bardzo kochanymi, dobrymi ludźmi. I przekonałam się, że czasem coś może mi się na początku nie podobać, ale być dla mnie dobrym. I nie muszę być zawsze taka perfekcyjna. To, co wyniosłam z domu, też nie zawsze jest przydatne i potrzebne. Mogę decydować o sobie.

Wcześniej byłam nauczona schematu: uczę się, robię lekcje i idę spać. Lepiej nie wychodzić ze znajomymi bo wtedy będę miała gorsze oceny i nie zdam matury. I takie ciśnienie, że na początku nauka, a potem przyjemności. Nadal to gdzieś we mnie jest, ale otwarcie się na innych pozwoliło mi zrozumieć, że mogę spotykać się z ludźmi i wcale nie nawalam. Okazało się, że jestem całkiem zdolną osobą, i spędzenie całego wieczoru grając w planszówki tego nie zmieni.

Wspomniałaś o przekonaniu wyniesionym z domu: najpierw obowiązki, potem przyjemności. Czy zauważyłaś jeszcze jakieś przekonania związane z odpoczynkiem czy czasem dla siebie?

Może nie jest to przekonanie, bardziej sposób funkcjonowania, ale raczej nie zapraszałam nikogo do siebie do domu. Moja mama jest nauczycielką i moi znajomi byli jej uczniami – ona nie czuła się komfortowo z tym, że jej uczeń chodzi po jej domu. Bardzo brakowało mi takiej swobody w zapraszaniu. Po wyprowadzeniu się do Warszawy miałam w głowie: super, już mogę to robić! Ale też pojawiło się poczucie, że nie nauczyłam się przyjmować gości i nie do końca wiem, jak to zrobić.

Bardzo lubię, gdy ktoś mnie odwiedza i zawsze jest to dla mnie ważne wydarzenie, bardzo doceniam takie chwile. Ale czasami mam poczucie, że nie do końca wiem, jak się zachować. Ale zawsze cieszę się gdy ktoś przychodzi i chętnie się tego uczę!

Jest też przekonanie, że jeśli coś nie jest na 100%… Że zawsze może być lepiej. Ostatnio nawet z kimś dyskutowałam o tym, czy zdanie matury na 99% (gdy zabrakło 1%) jest porażką. Moim zdaniem można to uznać w kategorii porażki, chociaż tak obiektywnie rzecz ujmując to jest super wynik! Więc co za różnica. Ale z drugiej strony jest we mnie właśnie taka myśl, że zawsze może być lepiej. Uczę się tego, że czasami takie „ok” jest wystarczająco dobre – nawet jeśli spotykam się ze znajomymi, to nie ma to negatywnego wpływu na mnie później.

Czyli uczysz się wypośrodkować?

Tak. Dużo myślę o tym, że to, co wyniosłam z domu, nie jest uniwersalną prawdą życiową. Może było mi to potrzebne na tamten czas, chociaż do końca tak nie uważam. Ale te zasady, które były u nas w domu, nie muszą się sprawdzać w funkcjonowaniu studenckim. Na uczelni, ze znajomymi.

A co jest teraz dla Ciebie ważne w życiu?

Ważne jest dla mnie bycie z ludźmi, którzy mają podobne wartości do mnie. Szczególnie w takim funkcjonowaniu na co dzień. Ważne jest to, by być otwartym na drugiego człowieka, by się nie zamykać w swoim światku. By wychodzić poza swoją strefę komfortu, odważnie zadawać pytania. Ale też takie dostrzeganie dobra w sytuacjach, które codziennie się przydarzają. By cieszyć się tym, co się ma, co się wydarzyło. Nawet pomimo zmęczenia. Warto doceniać swoje życie!

Super, bardzo Ci dziękuję za tę rozmowę!

Dziękuję 🙂

Podobne wpisy

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *