Ola na kanapie odpoczywa

Co o dbaniu o siebie mówi Ola?

Były już rozmowy z Weroniką, studentką pielęgniarstwa, a także z Karoliną – nauczycielką angielskiego. Dziś pora na osobę, która choć nie działa aktywnie w social mediach, z ekranem i sceną ma wiele wspólnego. Aleksandra Posielężna, aktorka z Teatru Nowego im. Kazimierza Dejmka w Łodzi, podzieli się z nami swoimi metodami na dbanie o siebie! Serdecznie zapraszam do lektury wywiadu i wszystkich zachęcam do obserwowania działań Oli w sieci (posielezna.pl, Instagram) 🙂 

Jak wygląda Twój standardowy dzień / tydzień?

Ze względu na mój zawód wygląda to różnie. W zależności od tego, czy akurat mam próby do spektaklu, czy biorę udział w innym projekcie. Generalnie w teatrze mój dzień pracy wygląda tak: próby mamy od 10 do 14 i od 18 do 22. Czyli 8 godzin, ale z przerwą. Weekendy zależą od tego, czy akurat gramy spektakle. Wtedy często w piątek, sobotę i niedzielę wieczorem jest spektakl. Poniedziałki mam zawsze wolne – to jest taki dzień dla mnie, kiedy mogę pomyśleć o sobie – pójść do kosmetyczki, do fryzjera. Ogarnąć dom, posprzątać, zrobić pranie. To jest taki dzień odpoczynku i ogarniania. 

Jak rozumiesz dbanie o siebie, co to dla Ciebie znaczy?

Przede wszystkim jest to zadbanie o mój komfort wewnętrzny. Reszta to są takie dodatki, fajne przyjemności, na które raz na jakiś czas mogę sobie pozwolić: pójście do fizjoterapeuty czy do kosmetyczki. Ważna jest zarówno kondycja psychiczna, jak i fizyczna. Wszystko składa się w całość i przekłada na moje funkcjonowanie na co dzień. Jeśli jest w porządku i wszystkie elementy ze sobą współgrają, to nie mam potrzeby by korzystać z różnych poprawiaczy humoru.

A w jaki sposób dbasz o tę równowagę?

Naturalnie to, co się dzieje w moim życiu, ma na mnie bardzo duży wpływ. Bardzo ważna jest atmosfera wśród najbliższych – rodziny i przyjaciół. A także sen, dużo snu! 

Rzeczywiście dbam o to, żeby dużo spać. Nawet jeśli miałoby to być kosztem innych rzeczy. Miałam etapy w życiu, kiedy nie przykładałam do tego takiej wagi i bardzo odbijało się to na moim zdrowiu. Te doświadczenia nauczyły mnie, że nie warto wybijać się z rytmu regularnego spania – czasem jestem w stanie poświęcić nawet dobrą imprezę, byleby się wyspać. 

Masz jakieś swoje rytuały?

Sen to na pewno priorytet. Jak mi się nagromadzi sporo różnych spraw to staram się planować: co muszę zrobić, do kiedy, ile zajmie mi czasu. A rytuałem pomagającym mi odzyskać harmonię jest na pewno próba wyciszenia się. 

W pracy dużo się dzieje, mamy wielu ekstrawertyków – wszędzie ich pełno, często jest dosyć gwarno. Czasem potrzebuję po prostu wyjść, pójść na spacer, do parku. Wyciszające jest też pójście do kościoła i modlitwa. Tak, by pobyć sama ze sobą – ewentualnie w modlitwie z Bogiem. 

Mówisz o śnie, relacjach, byciu samej ze sobą. Ile czasu możesz przeznaczyć na to w takim regularnym tygodniu?

Bywa różnie. Ze względu na mój “poszarpany” dzień pracy najlepszym momentem, by wyjść na spacer, jest poranek. Zaczęliśmy praktykować z mężem takie poranne wyjścia: budzimy się trochę wcześniej i idziemy do parku. Dopiero później śniadanie, i do pracy. W przerwie obiadowej zdarza mi się wybrać na basen. Bardzo mnie to relaksuje, pomaga tak odciąć głowę. Wieczorem to już staram się coś poczytać, pomodlić i do spania. 

Super, że udaje Ci się znaleźć czas dla siebie!

Tak, ja naprawdę mam już swoje lata (śmiech). Nauczyłam się tego. Kiedyś było inaczej, bardzo dużo swego czasu na odpoczynek poświęcałam innym ludziom. Imprezy, spotkania, rozmowy do nocy. Jestem towarzyska i lubię ludzi, ale teraz już widzę, że dobrze jest zadbać o balans. Potrzebuję też tych momentów wyciszenia. Zwłaszcza, że moja praca jest bardzo wymagająca emocjonalnie. 

Czy jest coś jeszcze, czego się nauczyłaś?

Jak ważne są wakacje. Po szkole najważniejsze było znalezienie pracy, by pojawiały się nowe projekty, plany filmowe i serialowe, reklamy. Te zlecenia są nieregularne – czasem mam tydzień luzu, innym razem przez miesiąc jest więcej wolnego niż zleceń. I kilka lat nie byłam na żadnym urlopie. Zawsze pojawiały się myśli, że przecież wakacje to w branży taki pracowity czas, dużo się dzieje. Dopiero 2 lata temu, po długim czasie, wyjechałam na takie klasyczne All Inclusive i full słońce i zobaczyłam, jak bardzo mnie to ładuje. Już wiem, że warto raz do roku takie wakacje na pełnej petardzie sobie zafundować. Nie odkładać tego i nie lekceważyć. 

Poza tym kilka lat temu odkryłam świetny sposób na wyciszenie się – rekolekcje. To spotkanie bardziej duchowe, ale bardzo przekłada się na harmonię ciała. W moim przypadku są to rekolekcje ignacjańskie, ale uważam, że każdy rodzaj rekolekcji spełni tę funkcję. Byle wyjazdowe i trochę spokojniejsze. Żeby skupić się na relacji ja i Bóg. 

Takie rekolekcje często prowadzone są przez zakonników, którzy mają bardzo regularny rytm dnia. Mój jest dosyć nieregularny (a jeszcze wcześniej był nawet bardziej nieregularny), i to zetknięcie z harmonią, nawet w obrębie harmonogramu dnia, to mega relaks dla ciała. Takie rzeczy są ważne, chociaż często nie zdajemy sobie z tego sprawy. Bagatelizujemy to, lub wręcz nie mamy potrzeby by o siebie w taki sposób zadbać. A na miejscu okazuje się, że efekty – zmniejszenie napięcia w organizmie i wewnętrzny spokój – są dużo, dużo większe. 

Ważne jest to, co mówisz – aby zadbać o wszystkie aspekty. One na siebie bardzo wpływają, nie da się ukryć.

A jednak człowiek myśli: jestem jeszcze w pierwszej połowie swojego życia (mam nadzieję!), jeszcze zdążę wypocząć. Ale to jednak trzeba regularnie odpoczywać.

Teraz pomyślałam też o zdrowym jedzeniu, generalnie dobrej diecie. Zaczęłam zwracać na na nią uwagę i to też wpływa na moje samopoczucie. 

Gotujesz?

Tak, tak. Bywa, że gotujemy wspólnie z mężem, bywa, że się zmieniamy. Bartek ostatnio robi śniadania (czasami jeszcze śpię), ja częściej obiady. Widzę, że mam więcej energii, kiedy dieta jest bardziej urozmaicona. Bywa, że robimy cheat day’e (bardzo lubię pizzę), ale staram się pilnować ze względu na zdrowie.

Jeszcze sport – w czasie studiów miałam poczucie, że muszę być w formie. Później niestety to zarzuciłam i czułam się kiepsko. Teraz znowu wracam do sportu i staram się od czasu do czasu przejść się na fitness czy na wspomniany już basen. 

I memu mężowi zawdzięczam nową, naszą wspólną już teraz, pasję – saunowanie. Wcześniej moje wyjścia do sauny wyglądały jak u większości osób, kilkanaście minut po basenie. Teraz spotykamy się z saunamistrzem. Zwłaszcza w zimowych miesiącach daje to dużo relaksu. Mam wrażenie, że to trochę też hartuje organizm i mniej choruję od kiedy zaczęłam regularnie saunować.

Super efekt uboczny – takie efekty lubimy 😊

Tak! Przy okazji powiem czytającym to kobietom: nie ma się czego bać. Wiele kobiet, mam wrażenie, boi się nagości, jakoś sobie tego nie wyobraża. Oczywiście wszystko musi być poprawnie, czyli nago, ale jest dużo sposobów, by się lepiej czuć. Ja np. używam hammamu, czyli cienkiego bawełnianego ręcznika, który otula całe ciało. Nie świecę nagością, czuję się swobodnie i nie jestem skrępowana. Stosuję się więc do zasad prawidłowego saunowania, ale też nie przekraczam swoich granic.

Ola, wróćmy jeszcze do Twojej pracy i Twego standardowego tygodnia – powiedz, co jest dla Ciebie największym wyzwaniem?

Często ja sama – bywam perfekcjonistką i jestem niezadowolona z efektów, jakie osiągamy. Ale też nie ukrywam, że często współpraca z reżyserem czy kolegami aktorami bywa trudna. To, by się dotrzeć, zrozumieć, zgodzić się na jakiś kierunek – w jaki sposób ma być poprowadzona rola. Bywa trudne.

Kiedyś w aktorstwie towarzyszyła mi większa trema – ale wielu aktorów mówi, że to z czasem mija. Zawsze musi być jakiś rodzaj takiego wewnętrznego napięcia przed wejściem na scenę, ale bywało, że tego już było za dużo. Że to już było bardziej odbierające niż dodające czegoś na scenie. Bywają też trudne współprace z reżyserami, trudne wizje.

Z czego wynika ta trudność? Czy to kwestia wizji i poprowadzenia postaci, czy raczej sposobu pracy i takiego dogadywania się, tak po ludzku? 

Po części to wszystko, co powiedziałaś. W naszej branży jest duża rotacja. Reżyserzy głównie przychodzą zrobić jeden spektakl i nie są etatowymi pracownikami teatru, czyli to nie jest taka regularna współpraca. Przychodzą, przygotowujemy spektakl i jadą dalej, do kolejnego teatru. Jest spora losowość w tym, kto przyjedzie. 

Także kwestia dopasowania – ludzi jest dużo i są różni. Musisz każdego wyczuć, spróbować nastroić się na podobne fale. I główną trudnością jest ta różnorodność i różnice między ludźmi. Czasem wręcz fundamentalne, związane z poglądem na życie czy świat. 

Jestem osobą wierzącą i czasem zastanawiam się, czy godzić się na coś czy już powinnam jakąś granicę postawić. A nie ukrywam, że taka osoba, która stawia granice i coś jej się nie podoba, bywa niewygodna. Muszę więc wyważyć, na ile mogę sobie pozwolić na powiedzenie “nie”. To jest taka delikatna kwestia. Też nie jestem osobą o takim dorobku artystycznym, żebym mogła pozwolić sobie na wielokrotne odmawianie. Wciąż pracuję na swoje nazwisko. Nie ukrywam, że tu bywa ciężko. 

I jak w takiej sytuacji możesz zadbać o siebie i swoje potrzeby?

Dobre pytanie. Przede wszystkim na początek próba spotkania z samym sobą. Czy rzeczywiście to, co mi się nie podoba jest tak istotne – czy powinnam zawalczyć, czy odpuścić. Pracuję nad tym i od jakiegoś czasu udaje mi się złapać większy dystans. Żeby wielu rzeczy nie traktować już tak ambicjonalnie, ale na zasadzie zadania, z którym muszę się zmierzyć. I efekt niekoniecznie musi być taki, jak mi się wydaje. 

Zauważyłam, że im bardziej się dystansuję i biorę wszystko z większym poczuciem humoru, tym łatwiej jest mi w pracy. I niekoniecznie niesie to ze sobą wyrzeczenie się tego, w co wierzę. Chyba tego dystansu mi często brakowało. 

Myślę, że to bardzo istotna kwestia! Dystans i przyjrzenie się sobie może bardzo wpłynąć na nas i nasz komfort życiowy. 

Tak, myślę że dystans ma kluczowe znaczenie w wielu kwestiach. Dystans i dobre samopoczucie z samym sobą. Mój profesor zawsze powtarzał: Ola, na scenę masz wychodzić zawsze w dobrym samopoczuciu, nie ma innej opcji. Nawet jeśli jesteś nie do końca przygotowana – dobre samopoczucie, i jakoś będzie! I naprawdę miał w tym bardzo dużo racji.

To czego w takim razie mogę Ci życzyć, już tak na koniec?

Przede wszystkim wydaje mi się, że przełamanie się w pracy, i ta zmiana na lepsze wyniknęła też z tego, że mam obecnie bardziej poukładane życie prywatne. Mam większe poczucie stabilizacji, doświadczenie miłości, akceptacji. I to bardzo wpłynęło na zwiększenie dystansu zawodowego u mnie. 

Także przede wszystkim chyba szczęście prywatnego, a tam później co zawodowo przyjdzie, z czym będzie się trzeba zmierzyć, to jakoś się już ułoży. I może żebym nie patrzyła na sukcesy innych – koleżanek, znajomych z roku – tylko poszła własną drogą w zaufaniu, że moja ścieżka jest właściwa dla mnie. Bez zazdrości, porównywania się. Wiadomo, że wielkich marzeń – żeby się spełniły. Ale też czasami człowiek marzy o tym, co niekoniecznie jest dla niego dobre. Więc takiego zaufania, że jest ktoś wyżej kto nad tym czuwa.

To tego wszystkiego Ci życzę i bardzo dziękuję za rozmowę.

Ja również dziękuję.

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *