Lenistwo i prokrastynacja – pozwól sobie na nicnierobienie!
Ostatnio, głównie za sprawą mego raczkowania w blogosferze i social mediach, odwiedzam wiele stron poświęconych rozwojowi osobistemu i budowaniu swojego wizerunku. Częściej niż kiedykolwiek spotykam się tam z hasłami typu „rusz tyłek i weź się do roboty”, „wykorzystaj swój czas w 100%”, „tylko działanie jest drogą do sukcesu”. I innymi podobnymi. I ok, dobrze jest wiedzieć, że czas nie przelatuje nam przez palce. Ale w każdą stronię można przesadzić. A lenistwo i prokrastynacja nie są może takie straszne, jak się wydają…
Wiem, że ciągłe odkładanie zadań na później może przynieść wiele szkód w naszym codziennym życiu. Ale ich całkowite wyeliminowanie również – i o tym właśnie chcę napisać kilka słów. I wcale nie chodzi mi o odpoczynek, jakże ważny i potrzebny w życiu. Mówię o typowym „nicnierobieniu”, siedzeniu na kanapie i, czasem nawet bezmyślnym, przerzucaniu kanałów w telewizji. O ile mamy na to ochotę.
Czym są lenistwo i prokrastynacja?
Nie sądzę, aby rozbudowane definicje były bardzo potrzebne. Wspomnę tylko, że lenistwo przedłużanie sobie stanu bezczynności poprzez zrezygnowanie z działania. Prokrastynacja to odkładanie różnych aktywności w czasie, najczęściej zajmowanie się czymś innym zamiast danymi aktywnościami. Oba te stany mogą mieć postać zaburzenia, ale zupełnie nie o tym chcę dzisiaj wspomnieć. Nie chcę zagłębiać się w samo powstawanie lenistwa i prokrastynacji. Chcę jedynie zastanowić się, co to ze sobą niesie.
No więc: dlaczego?
Wczoraj, ze względu na złe samopoczucie, byłam zmuszona to spędzenia długich godzin w łóżku. I, mimo że nie należę do pracoholiczek, nie było to dla mnie łatwe. Cały czas miałam w głowie rzeczy, które planowałam zrobić tego dnia. I jednocześnie byłam na siebie trochę zła, że nie realizuję wcześniej wymyślonego planu. Nawet próbowałam kilka razy podnieść się i zacząć działać, ale zawsze wracałam do łóżka – z poczuciem bycia pokonaną. Co, jak się nad tym zaczęłam zastanawiać, nie miało większego sensu! Aż, w przypływie refleksji nad swoją sytuacją, podjęłam świadomą decyzję o spędzaniu całego dnia na przeglądaniu facebooka i oglądaniu filmików na youtubie (i to wcale nie tych edukacyjnych!).
Rzeczywiście jest trochę tak, że w czasach produktywności, zarządzania czasem i otwierania własnych biznesów dzień spędzony w łóżku to dzień zmarnowany. Jak wspomniałam na początku – nie mówię tu oczywiście o tak potrzebnych wszystkim odpoczynku, czy chorobie, ale o najczystszym lenistwie. Z resztą, nie szukając daleko, moja własna mama całe życie tłumaczyła mi, że kobieta musi mieć posprzątane, ugotowane, wszystko ogarnięte – i dopiero może sobie pozwolić na chwilę przyjemności. Tudzież lenistwo i prokrastynację, które po wykonaniu wszystkim obowiązków, zwyczajnie tracą sens.
Nawet teraz, gdy jestem już dorosła i mam swój własny rytm w życiu, spędzając weekend u rodziców widzę, co znaczy „prawdziwa” pracowitość. Gdy ja dopiero wstaję rano na śniadanie, moja mama już zdążyła wstawić pranie, posprzątać dom i ugotować obiad. Kocham ją i podziwiam, ale to zwyczajnie nie jest dla mnie. I chociaż na co dzień mam tego świadomość, w takich sytuacjach jak wczoraj budzą się we mnie programowane od lat schematy, i zwyczajnie czuję się źle.
Czy lenistwo i prokrastynacja są takie złe?
Oczywiście, że nie! Ale, jak wszystko na tym świecie, muszą być po prostu odpowiednio dozowane. Żaden normalny człowiek nie powie, że spędzenie 7 dni na fejsie to wymarzony urlop. Ale kilka godzin nie brzmi już tak strasznie, nieprawdaż?
Wczoraj wcale nie potrzebowałam odpoczynku. Miałam cudowny weekend w gronie najbliższych i zdecydowanie doładowane baterie. Nie byłam też jakoś specjalnie chora – na początku mnie zmogło, jednak później zwyczajnie się rozleniwiłam i była to już moja świadoma decyzja.
I wiesz co? Już dawno nie miałam tak produktywnego dnia, jak dzisiaj! Załatwiłam kilka zaległych spraw, posprzątałam i przygotowałam trochę ciekawego materiału. W mojej głowie pojawiło się też wiele ciekawych pomysłów, które skrzętnie spisałam i odłożyłam do konkretniejszego zaplanowania. Pracowałam dzisiaj z taką energią, jakiej nie widziałam u siebie dawno. Jakby mój organizm tak się zmęczył tą wczorajszą bezczynnością, że dzisiaj z ulgą przyjął porządną dawkę pracy 🙂
Słyszy się o tym dosyć często w kontekście wychowywania dzieci – one muszą mieć czas na nudę. Na to, by robić dosłownie nic i mieć czas na rozwój kreatywności. By patrzeć się w okno dopóty, dopóki nie wynajdą kolejnej najwspanialszej gry na świecie. Z wykorzystaniem garnka i łyżki kuchennej. One tego po prostu potrzebują – dlaczego często zakładamy, że dorośli nie? W końcu wszystkie genialne pomysły muszą mieć czas, by się pojawić w naszej głowie. A zajęte codziennymi sprawami myśli dalekie są od kreatywnego generowania idei.
Dlatego mój apel na dziś – pozwól sobie na nicnierobienie! Oczywiście z umiarem. I odkryj, jakie wspaniałe pomysły kryją się w twojej głowie 🙂 Powodzenia!