wkurza w byciu w ciąży

Co mnie wkurza w byciu w ciąży?

Do tej pory ciąża, może trochę naiwnie, kojarzyła mi się tylko z rosnącym brzuszkiem i kompletowaniem wyprawki. Zdarzają się poranne mdłości i zgaga – ale to w końcu tak magiczny okres, że schodzą one na drugi plan. A guzik prawda. Dla wielu kobiet jest to naprawdę trudny czas, i trudno jest postawić znak równości z radosnym oczekiwaniem. I żeby była jasność – wcale nie mówię tutaj o tych z matek, które z jakiegokolwiek powodu nie chcą lub boją się nimi zostać.

Są kobiety, które pomimo ogromnego pragnienia posiadania dziecka i, teoretycznie, prawidłowej ciąży, bardzo trudno przechodzą te miesiące. Uwierz – sama się do nich zaliczam. Raz nawet w przypływie trudnych emocji napisałam post o tym, że czasami każdy może mieć dość. Dlatego dzisiaj chcę się z Tobą podzielić tym, co mnie szczególnie wkurzało w byciu w ciąży.

„Ciąża to nie choroba”

To jest jedno z najgłupszych powiedzonek, które są przekazywane przy okazji ciąży. Osobiście uważam, że jest bardzo krzywdzące i w pewien sposób odbiera kobietom przeżywanie tego czasu tak, jak tego potrzebują. Szczególnie, gdy bywa naprawdę ciężko.

Oczywiście ciąża sama w sobie chorobą nie jest, ale wiele stanów jej towarzyszących spokojnie już można tak nazwać. W końcu nasz organizm niesamowicie się zmienia – i nie zawsze jest z tego powodu zadowolony. Często się zwyczajnie buntuje. Osobiście wielokrotnie czułam się dużo gorzej niż przy każdej innej chorobie, którą przechodziłam. Mdłości, wymioty, zawroty głowy, osłabienie… mogę tak wymieniać bardzo długo. Bywały dni, gdy po prostu nie byłam w stanie podnieść się z łóżka i przetrwałam je tylko dzięki wsparciu moich bliskich. W końcu to nie jest tak, że poleżysz sobie kilka dni, weźmiesz antybiotyk i wracasz do zdrowia – większość leków w ciąży jest zabronionych, a nie wszystkie  z tych objawów mijają po pierwszym trymestrze (mi minęły dopiero pod koniec drugiego, po pół roku, ale zaraz pojawiły się inne).

I pomimo tego, że bez zastanowienia zgodziłabym się na to wszystko jeszcze raz – bo nawet najdłuższe miesiące się kiedyś kończą i w Twoich ramionach pojawia się ukochane dziecko – mam do Ciebie ogromną prośbę. Nigdy, przenigdy nie powtarzaj już słów „ciąża to nie choroba”. Bo to zwyczajnie nie jest prawda.

Mdłości

Rozmawiałam o tym wielokrotnie z innymi kobietami z ciąży: nazywanie tego, co się dzieje z naszym organizmem porannymi mdłościami, to jedno wielkie niedopowiedzenie.

Przede wszystkim: żadne one poranne, skoro spokojnie trwają całą dobę. To wcale nie jest tak, że rano atakują i potem możesz zwojować świat. Bo niedobrze bywa cały dzień, niezależnie od ilości wizyt w toalecie. Na pocieszenie mogę tylko dodać, że u większości mam mijają w okolicy 12 tygodnia (końca 3 miesiąca). U mnie trwały akurat jakieś 2 miesiące dłużej, ale chyba po prostu miałam pecha. I bardzo oporny na zmiany organizm.

Tutaj mała rada ode mnie. Mi osobiście najbardziej pomagał napar z imbiru (kawałek świeżego imbiru zalany wrzątkiem), piłam go niemal litrami. W aptece są też gumy do żucia na mdłości – bardzo często ratowały mi one życie, polecam!

Bóle

Skoro już jesteśmy przy mdłościach i chorobach to nie sposób nie wspomnieć nie tyle o tym, co mnie wkurza w byciu w ciąży, a o tym, co mnie boli. I tu momentami czułam się jak pani w bardzo podeszłym wieku, ponieważ lista bywała niesamowicie długa. Od opisanych wcześniej mdłości i bólu żołądka, przez głowę, plecy, powiększającą się macicę i nogi. Nie mówiąc już o tym, że w pewnym momencie zaczęłam łykać tabletki na zgagę jak cukierki. Ale chyba jednak oszczędzę Ci szczegółów 🙂

Hormony

Jeżeli kiedykolwiek w trakcie PMS czułaś, że Twoje emocje nagle, nie wiadomo skąd, wybuchają, to pomnóż to razy tysiąc. I jeszcze razy 9 miesięcy. Pomijając zmieniające się ciało i różnego rodzaju ból z tym związany, hormony potrafią zwyczajnie zrobić sieczkę z mózgu. Przygnębienie bez żadnego konkretnego powodu, wybuchy złości i płaczu – bardzo łatwo dojść do punktu, w którym nie rozumie się już samej siebie i swoich reakcji. Ja byłam w tym punkcie wiele razy.

Dodatkowo zawsze myślałam, że baby brain to bardziej określenie dla kobiet, które totalnie oszalały na punkcie swojej ciąży, wyprawki, przygotowań. Bardzo szybko zauważyłam jednak u siebie zaniki pamięci, trudności z koncentracją i rozkojarzenie na poziomie gołębia. Widziałam to szczególnie w pracy – procesy, które świetnie znałam, zaczęły przysparzać problemów i zdarzały mi się głupie błędy, o których przed ciążą nawet bym nie pomyślała.

Wysłuchiwanie historii innych

Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego trudności w ciągu tych 9 miesięcy to temat tabu, ale dramatyczny poród to już idealna kwestia do poruszenia przy popołudniowej herbatce. Szczególnie, gdy rozmawia się z kobietą w ciąży. Z jakiegoś powodu informacja o rozwijającym się dziecku, a na późniejszym etapie widok zaokrąglonego brzuszka, zachęciło wiele znanych mi kobiet do podzielenia się swoją historią. Bo nic tak nie poprawia humoru jak wizja czekającej Cię katastrofy.

Jeżeli jesteś w ciąży (lub będziesz w przyszłości) – zrób sobie przysługę i po prostu tego nie słuchaj. Każdy poród jest inny i nie ma sensu nastawiać się na konkretny scenariusz. A tym bardziej stresować, gdy nie jawi się on zbyt kolorowo.

Złote rady

No bo jak już przy tej herbatce przyswoisz wszystkie najdrobniejsze szczegóły, czas byś się czegoś o życiu dowiedziała. Rób to, tego nie rób, po urodzeniu dziecka Twoje życie będzie wyglądało tak i siak. Ja naprawdę wierzę w dobre intencje osób wypowiadających te słowa, ale nic tak nie wkurza w byciu w ciąży, jak niechciane rady. Może to trochę głupie i naiwne z mojej strony, ale naprawdę wierzę, że do wielu wniosków matka potrafi dojść sama. Ewentualnie zadając pytania na tematy, które jej konkretnie dotyczą. Bo każde dziecko jest inne i to wcale nie jest tak, że Twoje musi przejść każdy jeden problem opisywany przez jakąś ciotkę. Poza tym zmienia się poziom wiedzy, świadomość pochodzenia różnego rodzaju problemów i sposoby na ich rozwiązywanie.

I żeby była jasność – w żaden sposób nie neguję wartości rad bardziej doświadczonych osób. I sama na pewno nie raz z nich skorzystam. Z tym, że wtedy, kiedy sama o nie poproszę.

Niepewność

To jest chyba coś, co dla mnie osobiście było najgorsze w ciągu tych 9 miesięcy. Mały człowiek, który jest całkowicie ode mnie zależny, a którego nawet nie jestem w stanie zobaczyć (poza usg, ale to trwa tylko chwilę). Czy jest zdrowy, jak się czuje, czy mu dobrze – te pytania kłębią się w głowach wielu matek przez cały czas. I nawet przy rozwijającej się medycynie i coraz większych możliwościach sprawdzenia stanu zdrowia dziecka w łonie matki, szybko tego nie zmienimy. Pozostaje nam tylko wierzyć, że te małe istoty wcale nie są tak kruche, jakby się wydawało. I nawet w chwilowo mniej sprzyjających warunkach jakoś sobie poradzą.

„Wyjmijcie ze mnie to dziecko”

Moment stwierdzenia, że ciąża jest donoszona i dziecko w każdej chwili może się bezpiecznie urodzić to jakiś totalnie odmienny stan umysłu. Ostatnie tygodnie (a szczególnie dni!) przed terminem to naprawdę kosmos. Świadomość, że możesz w każdej chwili zacząć rodzić i nic już nie da się zaplanować na najbliższe kilka tygodni (bo nie wiadomo, jakie będzie dziecko i jak będzie wyglądał połóg) mnie osobiście rozłożyła na łopatki. Hormony szalały, przechodziłam przeróżne stany. Od totalnego otępienia w którym byłam w stanie jedynie grać w głupie gry na telefonie, przez wkurzenie, wzruszenie i radość, że już niedługo wezmę tego małego Potworka w ramiona. Były momenty, że mój mąż dla własnego bezpieczeństwa dosłownie chował się przede mną w innym pokoju.

To jest też moment, gdy zaczyna się wyszukiwać różnych sposobów na zachęcenie małego lokatora do wyprowadzki. Ćwiczenia, specjalne herbatki, chodzenie po schodach, nawet sprzątanie – lista tym dłuższa, im bliżej terminu i większa desperacja rodzącej. I te pobłażliwe spojrzenia doświadczonych już matek „ciesz się samotnością, póki możesz”.

Dziwny mi wyszedł ten tekst – trochę śmieszny, trochę straszny. Ale chyba właśnie taki najlepiej oddaje rzeczywistość. Bo jest wiele rzeczy w byciu w ciąży, które wkurzają i dają się we znaki – i trzeba o nich mówić. To nie jest czas łatwy, przyjemny i magiczny. Ale faktem jest, że prędzej czy później mija, a na efekty warto czekać. I to wcale nie jest tak, że jest tylko źle i w ogóle lepiej się wylogować na te 9 miesięcy z życia – bo chcę wierzyć, ze każda mama przechodzi wiele pięknych chwil nawet pomimo trudności.

Podobne wpisy

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *