Bo czasem każdy może mieć zwyczajnie dość.
Ten wpis będzie trochę inny niż pozostałe. Bez „złotych” rad, 10 sposobów na… czy inspiracji. Tak naprawdę publikując mam jeden cel – by pokazać Ci, że czasem każdy może mieć zwyczajnie dość. I absolutnie każdy ma od czasu do czasu moment zwątpienia. W Internecie zazwyczaj widzimy uśmiechnięte twarze, radosne relacje i historie opisujące spektakularne sukcesy. I jest to naturalne, że dużo łatwiej przychodzi nam opowiadanie o rzeczach przyjemnych i dobrych, podczas gdy ciężkie i smutne chwile najlepiej jest wypłakać w samotności. Ale to wcale nie znaczy, że tych wszystkich uśmiechniętych ludzi nie dotykają kryzysy.
Bo niezależnie od tego, co wydaje Ci się w trakcie gorszych dni, my wszyscy je miewamy. Nigdy o tym nie zapominaj!
Po pierwsze – czasami po prostu tak bywa
Jakiś czas temu napisałam o tym, że 2021 to pod wieloma względami rok przełomowy. Niestety to wcale nie oznacza, że marzenia spełniają się same, bez dodatkowego wysiłku. Ostatnie trzy tygodnie były dla mnie bardzo ciężkie. Do tego stopnia, że ten akapit piszę od nowa już któryś raz. I może wystarczy, jak napiszę, że złożyło się na to wiele rzeczy: kiepskie samopoczucie, końcówka remontu, szykowanie wyprawki (a więc pranie, prasowanie, domawianie brakujących rzeczy). Miałam ciągłe wrażenie, że moja lista zadań wciąż rośnie – mimo, że całymi dniami konsekwentnie odhaczałam kolejne punkty.
Jednak 8 miesiąc ciąży to nie jest czas, kiedy ma się na takie rzeczy mnóstwo energii. Najlepiej zobrazuje to chyba fakt, że czasem przydałaby mi się drzemka po dłuższym prysznicu… Nie mówiąc już o hormonach, które czasem robią sieczkę z mózgu i niepotrzebnie podkręcają emocje. Więc nawet z pomocą bliskich wystarczyło kilka takich intensywnych dni i szybko zaczęłam czuć się jak zombie – a nie mogłam sobie pozwolić na regenerację.
Ale nie zawsze jest to kwestia nagromadzenia się spraw. Gorszy czas można po prostu mieć. Bo pogoda, bo partner/dzieci/inna bliska osoba Cię wkurzy, bo zwyczajnie nie masz siły. I masz do tego prawo.
Po drugie – warto dać upust emocjom
Ja w pewnym momencie zaczęłam działać trochę jak automat. Starałam się robić tylko to, co konieczne, by znaleźć choć krótkie przerwy, gdy zwyczajnie patrzyłam w ścianę albo kładłam się na chwilę do łóżka (i czekałam, aż moja głowa przetrawi chociaż część emocji, które się w niej rodziły). Czasami uroniłam też kilka łez – co, obiektywnie patrząc, było przecież absurdem – w końcu przecież realizowałam swoje cele, byłam po prostu bardzo zmęczona. W takich sytuacjach niestety bardzo ciężko jest myśleć racjonalnie.
Ale czułam, że tego właśnie potrzebuję!
Po trzecie – jeśli coś Ci pomaga, to działa
W internecie można znaleźć sporo artykułów o tym, co robić w trudnych chwilach. Miałam wrażenie, że robiłam coś zupełnie odwrotnego – w krótkich przerwach bunkrowałam się w łóżku zamiast wyjść na spacer, energię uzupełniałam czekoladą, a dwa ostatnie dni tego maratonu spędziłam zwyczajnie w piżamie. I niczego nie żałuję! Pomogło mi to ograniczyć liczbę rzeczy, na których się skupiam i w końcu poczuć, że moja lista zadań powoli zmierza ku końcowi.
To wcale nie jest tak, że są lepsze i gorsze sposoby na radzenie sobie ze stresem i trudnymi sytuacjami. Gdy jest nam ciężko to każda strategia, która pomaga nam przetrwać, jest dobra (w granicach zdrowego rozsądku, ale to chyba oczywiste).
Po czwarte – to mija
Absolutnie każdy może mieć zwyczajnie dość, i każda taka sytuacja prędzej czy później mija. (Jeżeli jednak utrzymuje się dłużej niż standardowy kryzys – pamiętaj, że czasami warto zgłosić się do specjalisty i pozwolić sobie pomóc).
W tej konkretnej sytuacji mi bardzo pomogło odzyskanie kontroli. Zdecydowanie wolałam zarwać nockę i przyspieszyć trochę realizację kilku rozgrzebanych rzeczy, niż poświęcić ten czas na odpoczynek i biczować się w myślach. I tym samym w ogóle nie odpoczywać. Czasami robię wręcz odwrotnie – rzucam wszystko i idę spać. Rano zazwyczaj wszystko wygląda trochę lepiej.
Aby tchnąć trochę nadziei w ten artykuł dodam, że dzisiaj jest już o wiele lepiej. Skończyłam co musiałam, co mogłam – przerzuciłam na następny tydzień. Zadbałam o siebie i cały dzień poświęciłam na robienie tego, na co mam ochotę. Założenie było jedno: jeśli będę miała ochotę spać, będę spać, jeżeli zachce mi się patrzeć w ścianę – zrobię to! Tak się akurat złożyło, że zatęskniłam za blogiem i miałam ochotę napisać nowego posta. Więc oto i on 🙂
Jeśli masz zapamiętać jedną ważną rzecz, niech to będzie: masz prawo do gorszych dni. I masz prawo radzić sobie z tymi dniami tak, jak Tobie jest najlepiej. Bo każdy może mieć zwyczajnie dość, nawet najbardziej optymistyczna i ogarniająca życie osoba na świecie.