Postanowienia noworoczne? Mam na nie sposób!
Dzisiaj pierwszy dzień lutego, jak tam Twoje postanowienia noworoczne? Czy co roku obiecujesz sobie, że tym razem to już na pewno się uda, a wychodzi jak zawsze? No cóż, znam to doskonale! Nawet w czasach, gdy moim życiem nie rządził niemowlak, szybciej zapominałam o swoich noworocznych postanowieniach niż ludzie dochodzą do siebie po sylwestrowej zabawie.
Dlaczego tak się dzieje? Na fali podsumowań i analizowania minionych 12 miesięcy zawsze znajdujemy coś, czego zrealizowanie odmieniłoby nam życie. Nowa dieta? Siłownia? Własny rozwój? Biorę! To naturalne, że chcemy, by nadchodzący rok był lepszy od poprzedniego. A potem niestety guzik z tego wychodzi… Znasz to?
Spokojnie – nie jesteś jedyną osobą, u której to nie działa…
I jest tak z kilku powodów:
- Chociaż tego nie werbalizujemy, zakładamy, że postanowienie jest na CAŁY rok. Skoro mam aż 12 miesięcy, żeby w końcu zacząć się zdrowo odżywiać, to chyba nic się nie stanie, jeśli odpuszczę sobie w styczniu? W końcu karnawał i na każdej imprezie jest tyle pyszności! No przecież nie mogę sobie odmawiać tych wszystkich pączków…
- Nie jesteśmy w stanie przewidzieć przyszłości. I skoro nawet przyszły tydzień w dużej mierze jest niewiadomą, to co dopiero cały rok? Czasem po prostu wyskakuje coś, czego nie da się pogodzić z naszymi planami. A potem, gdy okazuje się, że jest zbyt ciężko – zamiast odpuścić sobie tylko trochę, całkowicie rezygnujemy z planów.
- Bierzemy zbyt dużo na swoje barki, chcemy zmienić wszystko na raz. Zrobić życiową rewolucję! I niestety przez to szybko kończy się nasz zapał i wracamy do starych przyzwyczajeń.
- Odkładamy realizację tak długo, że finalnie po prostu zapominamy o naszym postanowieniu…
Mam na to sposób!
A gdyby tak… podzielić swoje postanowienia noworoczne na części? I zamiast wielkich, okrągłych planów na 2022 realizować po prostu cel na styczeń, luty, marzec itp.? Dzięki temu nie mamy poczucia, że zostało nam tak wiele czasu i możemy w nieskończoność odciągać realizację. Łatwiej jest przewidzieć, co się wydarzy w ciągu następnego miesiąca i na pewno nie zapomnimy, co chcemy osiągnąć!
Pierwszy raz wypróbowałam ten sposób rok temu, kiedy każdy miesiąc miał swój cel przewodni. Na początku każdego miesiąca decydowałam, nad czym zamierzam pracować. Oczywiście wciąż było to niezłym wyzwaniem, ale wiele postanowień zrealizowałam! Na pewno więcej, niż przy tradycyjnym podejściu.
Kilka prostych zasad
Aby takie podejście rzeczywiście było efektywne, warto pilnować kilku rzeczy:
- Wybierać cel, który jest możliwy do zrealizowania w ciągu miesiąca (albo rozbić go na mniejsze, które będą),
- Skupić się na 1-2, nie tworzyć całej listy. Ja staram się mieć 1 główny, który jest absolutnym priorytetem i kilka pomniejszych, które w danym miesiącu nie są już tak ważne (i główny zawsze jest priorytetem),
- Cały czas monitorować swoje zasoby i sprawdzać, czy jednak nie wzięliśmy na siebie zbyt dużo. W końcu nie chodzi o to, by w jednym miesiącu się zajechać i mieć dosyć, ale by konsekwentnie pracować cały rok!
- Pamiętać o nagrodzie na koniec każdego miesiąca 🙂
A jak to wygląda u mnie?
Rok 2022 przywitał mnie ząbkującym niemowlakiem, więc styczeń chciałam po prostu przetrwać. Dzięki temu, że odpuściłam sobie typowe postanowienia noworoczne, było mi dużo łatwiej. Przetrwać, znaleźć czas dla siebie, odpocząć. Niby nic takiego, a jednak było to dla mnie nie lada wyzwanie. Wrzucić na luz. Gdy dziecko śpi nie ogarniać wszystkiego dookoła, tylko usiąść i wypić spokojnie kawę, pooglądać głupie filmiki, zresetować głowę. Brzmi to banalnie, ale naprawdę wymagało ode mnie sporo pracy! Zadbanie o siebie też może być takim miesięcznym postanowieniem 🙂
W lutym planuję skupić się na kwestiach zdrowotnych. Trochę narzuca mi to rychłe pożegnanie z jedną z moich ósemek, a trochę coroczny „przegląd” mego organizmu. W zeszłym roku luty także był miesiącem badań, kontroli i odwiedzania różnych specjalistów. Cieszę się, że powoli robi mi się z tego mini tradycja.
A co później? Czas pokaże! Jeszcze zdążę zaplanować.