#MamyPrzemyślenia – Mamy czas dla siebie
Urlop macierzyński, czyli cały rok spędzony w domu z dzieckiem. Och, jak wiele w jego trakcie można zrobić! Czytać książki, oglądać filmy, rozwijać zainteresowania, a nawet… otworzyć biznes! W końcu czego takie małe dziecko może potrzebować? Wystarczy je nakarmić, przewinąć, przytulić i położyć spać. A potem można wojować świat!
Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy tak nie pomyślał. Na różnych forach co jakiś czas trafiam na posty kobiet, które wkrótce zostaną mamami, i przy okazji marzą o zostaniu przedsiębiorczyniami. A potem stają twarzą w twarz z nową rzeczywistością. I coś tu ewidentnie jest nie tak.
Co tu dużo szukać, sama miałam ogromne plany co do tego czasu. Tworzyłam listy książek do przeczytania, kursów internetowych do przerobienia i nowych umiejętności do nabycia. Planowałam rozwijać konto na Instagramie, bloga, skupić się na swoich potrzebach i pasjach. A co z tego wyszło?
Jak zwykle jest wiele zmiennych
Po prostu muszę rozpocząć od dosyć wyświechtanego, ale w 100% adekwatnego stwierdzenia: każde dziecko jest inne. Jedne przesypiają całe noce i dnie, inne budzą się co godzinę. I to tak regularnie, że od tych pobudek można zegarki nastawiać. Jedne można zostawić na pół dnia na kanapie, inne nie krzyczą tylko trzymane na rękach. Anyway, wiesz już, o co mi chodzi. Z resztą, sama jeszcze niedawno chwaliłam się, jaką to ja jestem wyspaną matką. To powiem tylko tyle: gdyby zęby dziecka miały dłonie, na pewno chętnie by mi pokazały środkowy palec… 😀
Poza tym, różna jest też sytuacja domowo-wsparciowa. Mam tu na myśli głównie dziadków i innych bliskich, którzy mogą wspomóc w opiece nad dzieckiem. Zaangażowanie taty dziecka jest dosyć oczywiste, chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że niestety nie każda mama może stwierdzić tak samo.
Jak to wygląda u nas? Mamy to szczęście, że nasz syn nie jest super wymagającym dzieckiem. Potrzebuje bliskości i opieki (jak każdy!), ale potrafi też sam poleżeć i przez chwilę się czymś zająć. Przez pierwsze 5 miesięcy swego życia bardzo ładnie przesypiał też noce, chociaż o dłuższych drzemkach w ciągu dnia mogłam jedynie sobie pomarzyć. Jak zaczęło się ząbkowanie, nasz sen totalnie stanął na głowie, ale to już zupełnie inna bajka.
Natomiast w kwestii wsparcia w opiece, nie mamy w mężem łatwo. Mieszkamy w Warszawie i tutaj jesteśmy zdani tylko na siebie. Chociaż nasze rodziny z przyjemnością zajęłyby się Młodym, na co dzień są zbyt daleko i zwyczajnie nie są w stanie pomóc. Staramy się jeździć jak najczęściej na Podlasie, by choć przez chwilę skorzystać z pomocy dziadków. Ale w domu musimy się po prostu dzielić obowiązkami.
Pitu-pitu, do rzeczy!
Otóż wybacz, jeśli odzieram Cię ze złudzeń – chociaż robienie tego wszystkiego na macierzyńskim jest możliwe, wymaga koszmarnie dużo energii. I zawsze wiąże się z rezygnacją z czegoś innego. Nie da się opiekować dzieckiem, dbać o dom, zdrowo się odżywiać i rozwijać / zakładać biznes, a do tego wysypiać się i mieć czas na odpoczynek. Mam nadzieję, że dawno już nie bierzesz do serca głupot pt. ” wszystko jest kwestią organizacji”.
I to naprawdę są trudne dylematy: albo zrobię coś dla siebie, albo się wyśpię. Albo odpowiem na kilka maili, albo odgruzuję mieszkanie. I chociaż często wybieram pisanie, bo pomaga mi to zadbać o siebie, to muszę bardzo weryfikować swoje pomysły i plany. Bo np. stories na Instagramie nagrywam w wolnych chwilach: kiedy syn zaśnie, kiedy się spokojnie bawi. Napisy wrzucam zazwyczaj jedną ręką, drugą bujając go w wózku. Tak wygląda moje codzienne życie. Siedzę po nocach z nianią elektroniczną na podglądzie i dzióbię teksty. I tym bardziej jestem szczęśliwa i dumna z siebie, że mimo całego tego zmęczenia, ja wciąż mam motywację by działać (i poświęcać cały ten czas). To, co mi pomaga to fakt, że widzę efekty – coraz lepiej mi to wszystko wychodzi!
Ale są też sytuacje, których nie przeskoczę. Szczepienie, ząbkowanie, choroba. Kiedy potrzebna jestem w 100%. Kiedy tak bardzo chciałabym pomóc, a nie mogę, i zwyczajnie mnie to wykańcza psychicznie. I jedyne, na co mam siłę po całym dniu, to patrzenie się w ścianę. Bywa, że taki stan się trochę przeciąga, a wtedy na blogu i w social mediach są dłuższe przerwy. No cóż, życie!
Po co o tym mówić?
Są oczywiście sytuacje, gdy mamy są zmuszone do tego, by pracować – chociażby ze względu na sytuację finansową. Czasami po prostu trzeba działać. Wiele rzeczy jest możliwych, jednak ostatnio w mojej głowie bardzo wybrzmiewa temat kosztów, jakie to wszystko za sobą ciągnie. I czy w ogóle warto. Dzielę się przemyśleniami i doświadczeniem bo chciałabym, żeby przyszłe mamy mogły stawiać sobie bardziej realistyczne wymagania. Bo w sieci mnóstwo jest historii celebrytek, które z noworodkiem na kolanach zbudowały imperium. A do tego w dwa tygodnie po porodzie miały już idealną figurę, być może nawet lepszą niż przed ciążą.
Chcę, aby przyszłe mamy widziały, że to tak nie działa. Bo zderzenie z rzeczywistością, często w towarzystwie baby blues’a, może przynieść dużo niepotrzebnej frustracji (oby tylko!).