Co zrobić, kto wykonawca wykrusza się chwilę przed ślubem?
To chyba koszmar każdej Panny Młodej – tuz przed ślubem okazuje się, że fotograf nie dojechał, kamerzysta zapomniał zapasowej karty pamięci albo wokalista naszego zespołu rozchorował się i nie jest w stanie śpiewać. Takie obawy często pojawiają się gdzieś z tyłu głowy, ale świadomie je odsuwamy – w końcu zdarza się to tak rzadko, że nie ma sensu niepotrzebnie się nakręcać. I zgadzam się w 100%, że nie warto z góry zakładać najgorszego. Co jednak, gdy nasz koszmar stanie się prawdą, a wykonawca wykrusza się chwilę przed ślubem? Nam się to niestety przydarzyło. Ale świetnie sobie z tym poradziliśmy!
Co tak naprawdę się stało?
Tego się w ogóle nie spodziewaliśmy. Zespół na wesele zarezerwowaliśmy już dawno, jeszcze w wakacje zeszłego roku. Wspominałam ostatnio, że była to jedna z niewielu rzeczy załatwionych na początku. W pewnym sensie było to „po znajomości”, więc akurat w kwestii czuliśmy się bezpieczni. Więc możesz wyobrazić sobie nasze zaskoczenie, gdy na dwa i pół miesiąca przed ślubem wokalista naszego zespołu zadzwonił, by poinformować nas o rozpadzie zespołu. Byłam w szoku i nawet nie wiedziałam, co powiedzieć.
Z duszą na ramieniu układałam w głowie, co powiem narzeczonemu. Tym bardziej, że z naszej dwójki to zazwyczaj ja jestem tą nastawioną bardziej optymistycznie i „jakoś to będzie”, a on należy jednak do tych przejmujących się. I powiem Ci – to był jeden z tych razy, kiedy Łukasz mnie bardzo zaskoczył i okazał się dużo większym optymistą niż ja 🙂
No więc – jak to rozwiązaliśmy?
Tak naprawdę wyjście było tylko jedno. Znaleźliśmy strony skupiające zespoły grające na weselach i pisaliśmy do każdego, który jakoś wyglądał/brzmiał. My od początku chcieliśmy zespół a nie DJa, więc byliśmy naprawdę zdeterminowani. Skontaktowaliśmy się chyba z 30 zespołami, do każdego wysyłając tę samą wiadomość – „czy jest szansa, że macie wolny termin 15 czerwca?”.
Następnego dnia okazało się, że odpowiedziało nam około 15 zespołów, w tym 4 miały wolny termin! Byliśmy w sytuacji podbramkowej, świadomi, że musimy dostosować nasze wymagania do możliwości. Zawęziliśmy więc kryteria do trzech najważniejszych rzeczy.
Nasze kryteria:
– nie chcieliśmy zespołu, któremu nie udało się spełnić marzeń o trasie koncertowej, więc dorabia sobie na weselach. Byliśmy na imprezach, gdzie zespół śpiewał mega profesjonalnie, ale brakowało im tej biesiadnej nutki, która tworzy specyficzny klimat takiej nocy. Nieśmiało mogę też przyznać, że pojawił się we mnie bunt przy zdaniu „goście poczują się jak na prywatnym koncercie”. Tego dnia to my mieliśmy być w centrum , a nie jakaś gwiazda grająca na żywo 😀
– chociaż oboje słuchamy zupełnie czegoś innego na co dzień, zgadzamy się, że disco polo to must have każdego wesela. Z tego typu piosenkami jest tak, że niby nikt nie słucha, a jednak wszyscy znają. Jest prosta, w miarę rytmiczna, no i idealna do weselnego tańca szarpańca. Idealną proporcją według nas jest 50/50 (50% disco polo, 50% innego typu muzyki). Odpadła nam więc oferta, w której zespół podkreślał jak to grają tylko ambitne kawałki.
– lubimy biesiadny klimat, tańce-szarpańce i tradycyjne zabawy na oczepiny, jednak zależało nam na profesjonalizmie wykonawców. Uwierz, to naprawdę może iść w parze! Odpadało więc wszystko, co trącało podpitym Januszem rzucającym sprośnymi tekstami przez mikrofon. Nie mam nic przeciwko częstowaniu zespołu wódką weselną, o ile mam do nich zaufanie, że zwyczajnie „nie zrobią wiochy”. Jako, że trzecia z ofert, które otrzymaliśmy, trącała trochę takim przysłowiowym Januszem, odłożyliśmy ją na później.
Finalny wybór!
Drogą eliminacji został nam jeden zespół z wolnym terminem. Oczywiście świadomi, że nie mamy zbytniego pola do wybrzydzania braliśmy pozostałe pod uwagę, ale ten, jako jedyny spełnił powyższe kryteria. Trochę martwiły nas słaby profil na fb i naprawdę kiepskiej jakości filmiki promujące ich występy. Jednak postanowiliśmy zaryzykować i umówić się przynajmniej na spotkanie. Następnego dnia mieli akurat próbę, więc wybraliśmy się wieczorem na prywatny koncert.
Możesz sobie wyobrazić nasze zaskoczenie, gdy weszliśmy do garażu i zobaczyliśmy domowe studio nagraniowe! Okazało się, że zespół tworzą muzycy grający na gitarze basowej, perkusji i keyboardzie, a wokalistka ma przepiękny, anielski niemal głos. Aż nas ciarki przeszły jak zagrali pierwszy kawałek. Ale mając z tyłu głowy nasze kryteria (szczególnie to pierwsze), chcieliśmy poznać ich podejście do prowadzenia wesela. I bardzo nam się spodobało to, co mówili. Ciekawe zabawy, biesiadna składanka z akordeonem, 50/50, a do tego bardzo profesjonalnie i czysto (nie, żebym się znała na muzyce, ale rzępolenie to to na pewno nie było). Finalnie dogadaliśmy się i jesteśmy bardzo dobrej myśli. Po weselu zrobię mały update, i wtedy dam znać jak nam się ułożyła współpraca 🙂
Moja rada dla wszystkich poszukujących usługodawcy na ostatnią chwilę:
Zdaję sobie sprawę, że mieliśmy dużo szczęścia z naszym nowym zespołem. Był to akurat ich ostatni wolny termin, a przynajmniej tak twierdzili. Ale najważniejsze, to nie załamywać się i wytrwale szukać. Zdarzają się bardzo różne sytuacje: a to ktoś odwołuje ślub i wykonawcy zwalnia się termin, a to ktoś z różnych przyczyn dopiero zaczyna szukać chętnych na zbliżający się sezon, czasem nawet ktoś dopiero zaczyna, ale już widać, że będzie świetny w swoim fachu.
Warto dać szansę usługodawcy i przynajmniej się z nim spotkać. Tak naprawdę nie masz nic do stracenia. A może okazać się, że trafisz na perełkę. Nasz zespół ma na ten moment bardzo słaby marketing, ale dając szansę spotkaniu zobaczyliśmy, że spełniają nasze wymagania w 100% (na razie tylko deklaratywnie – ale to zawsze coś). I pamiętaj, danie szansy nie znaczy rezygnowanie ze wszystkich swoich wymagań (chociaż pewnie trzeba je trochę ograniczyć). Masz prawo oczekiwać, że dana firma się dostosuje. I zawsze jest szansa, że znajdziesz tę idealną, powodzenia!
Rozpisałam się jak nigdy – mam nadzieję, że chociaż z sensem i ciekawie 🙂
A Ty, miewasz czasem koszmary o zmianach w ekipie tuż przed weselem?