eksperyment

Mały eksperyment, który powinna zrobić każda para!

Ile razy w Twojej głowie pojawiła się myśl, że „wszystko na Twojej głowie” albo „nikt w tym domu poza mną nie sprząta”? Ile razy sfrustrowana wyrzucałaś partnerowi, że Ty chodzisz tylko i po nim sprzątasz, a on nic nie robi i niech się w końcu ogarnie? No właśnie, ja też. Ale jakiś czas temu uświadomiłam sobie, że jako ludzie mamy tendencję do przeceniania swego wkładu w coś. A co za tym idzie – niedoceniania pracy innych. Postanowiłam więc sprawdzić tę tezę w swoim małżeństwie i zaproponowałam memu mężowi eksperyment. (Lubię od czasu do czasu wymyślić ćwiczenie, które ma pomóc coś zrozumieć. Albo takie, które pomaga w lepszym poznaniu się.)

Na czym polegał nasz eksperyment?

Zasady były bardzo proste – przez tydzień, codziennie, mieliśmy spisywać wszelkie wykonywane przez nas domowe obowiązki, łącznie z czasem ich trwania. I nie miało tu znaczenia, czy obowiązki były narzucone odgórnie (mamy swój podział, np. ja zawsze sprzątam kuchnię, a mąż łazienkę) czy spontanicznie na coś zwróciliśmy uwagę.

I każde z nas miało oddzielne karteczki, na których zapisywaliśmy rzeczy typu: rozładowanie zmywarki – 15 minut, odkurzanie – 10 minut itd.. Oczywiście mieliśmy wymienić się nimi dopiero na koniec, by było uczciwie i bez sztucznego nabijania zadań.

Co z tego wyszło?

Okazało się, że był to idealny sposób… by mój mąż zrobił w końcu wszystko, o co prosiłam go od tygodni. Łącznie z wysprzątaniem bagażnika w aucie i ułożeniem wszystkich ubrań na półkach w kosteczkę. A chyba nie muszę wspominać, że wcale nie były to jego standardowe, cotygodniowe zadania?

Gdy po tygodniu usiedliśmy, by wspólnie zrobić podsumowanie naszych notatek, byłam naprawdę zaskoczona. Mieliśmy nie traktować tego jak wyścigu czy konkursu na bardziej zapracowanego domownika, ale chyba w nas obojgu obudził się trochę duch rywalizacji. Oboje chcieliśmy sobie nawzajem coś udowodnić. Ja, że większość obowiązków domowych spoczywa na moich barkach. On – że wcale nie robi tak mało, jak mi się wydaje. I, co najdziwniejsze, obojgu nam się to udało!

Zaskakujące wnioski

Ten eksperyment bardzo otworzył nam oczy. Okazało się, że rzeczywiście większość domowych rzeczy wykonuję ja, jednak obowiązki męża są bardziej czasochłonne. I tak na przykład jeśli w ciągu tygodnia wstawię 3 prania, mój mąż musi później spędzić godzinę by te ubrania poprasować. Gdy ja krzątam się po domu, ścieram kurze, odkurzam, zbieram rozrzucone po mieszkaniu przedmioty, on jedzie na stację by zatankować i umyć samochód. Abym mogła ugotować obiad, on robi zakupy, a po fakcie zmywa i wyrzuca śmieci.

I tak mogłabym mnożyć przykłady, ale to nie o to chodzi. Chociaż na mojej kartce było znacznie więcej pozycji, czasowo ta różnica nie była tak drastyczna, jak mi się zawsze wydawało. Teraz, gdy na świecie jest nasz syn, te proporcje znacznie się zmieniły. mam jednak nadzieję, że prędzej czy później wyrobimy sobie nowe rytuały i wszystko wróci do normy.

To niesamowite, jak często widzimy dokładnie to, co chcemy. Mam w głowie tak zakodowany obraz zapracowanej matki-Polki, że podświadomie próbowałam siebie w ten schemat wcisnąć. I szukałam na to potwierdzenia w swojej codziennej liście zadań, częściowo ignorując listę męża. I to prawda, że nigdy nie będą one idealnie równe. Ale wiele rzeczy jest płynnych i przypada zwyczajnie temu, kto akurat ma zasoby. I na tym polega partnerstwo 🙂

Pierwotnie planowaliśmy także, by po tygodniu spisywania wszystkiego, na kolejny tydzień zamienić się rolami i wykonywać obowiązki tej drugiej osoby. Ze względu na wyniki finalnie zrezygnowaliśmy z tego pomysłu. Ale jeżeli te różnice byłyby większe – jest to dobry sposób na uświadomienie partnera.

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *